Straszny mia? dzie? towarzysz Szmaciak.
Ach, wprost odchodzi? od rozumu,
kiedy ucieka? musia? w gaciach
?cigany wyzwiskami t?umu.
Zewsz?d sypa?y si? kamienie,
bole?nie bij?c go w siedzenie.
Na szcz??cie by?o —jak ju? wiecie —
tajemne przej?cie w komitecie.
Jeszcze ze strachu nie och?on??,
a za nim ju? komitet p?on??
i p?on?? w jego gabinecie
najwi?kszy porno-zbiór w powiecie.

Wielka to strata! Bo, widzicie,
Szmaciak — koneser i esteta —
pozycje stamt?d wciela? w ?ycie
na licznych schadzkach i baletach.
Lecz có? tam slajdy! Pies je jeba?!
Grunt, ?e si? z tego sam wygrzeba?!
Bo na có? mu tam seks-figury,
gdy sam zamieni si? w dym bury.

Teraz w swej willi siedzi Szmaciak.
ju? w spodniach w pr??ki, a nie w gaciach,
owin?? przy tym si? szlafrokiem
i pije scotch z wi?niowym sokiem.
Pije, bo si? straszliwie martwi
pod k?tem w?asnym i przysz?o?ci
i bardzo ?le my?li o partii,
a kierownictwie w szczególno?ci.